




Hym... mła wie że czas na prasówkę ale kombinuje jak koń pod górę, bardzo kombinuje, żeby łobowiązku przejrzenia info nie dokonywać. Wynika to z tego że mła cóś odnosi wrażenie że szum mendialny ma raczej istotę spraw zakrywać niż czynić ją jaśniejszą i bardziej dla nas zrozumiałą. Jakby mało było tego bicia piany to jeszcze bańkizm się na to nakłada i to taki że mła się zdawa że ludziska zaraz zaczną mieszkać w jakichś osobnych, zupełnie do siebie nieprzystających światach. Aż chce się ryknąć z głębi trzewi - Luuudzieee, nie dajta się zwariować! No bo to wygląda tak - świat nie jest prawy, świat nie jest lewy tylko sobie zwyczajnie jest. Cała sztuka to widzieć go takim jakim jest a nie przez ideologiczne okulary. Istnieje granica odporności i w końcu straszenie ludzi przez mendia: chorobą, klimatem, wojną atomową, kleszczami, przeciwnikami politycznymi i całą resztą wszechświata ( bo przeca asteroidy czyhajo żeby z kursu zboczyć w w planetę nam piendrolnąć ) skończy się tym że część ludzi przesiądzie się z portali info na agencje prasowe i tzw. suche fuckty ( obsługa translatora to nie jest wymyślanie prochu, w portalach info robią to stażyści ) a spora część oleje info co nie jest dla nich bezpieczne, ale niektórzy po prostu uważają że jak zamkną oczy to smoki i znikajo a królewny nie. Na niewyrośnięcie z pokoju dziecinnego nic poradzić się nie da, mła jest tego żywym dowodem ( patrz mniłość do kukieł ).

Tak że wybaczcie mła że nie chce się tarzać w politycznych rzygowinach i napisze Wam tylko trzy info istotne: na wschodzie bez zmian, gospodarka baaardzo powoli rusza mimo tego że polityczni robią wszystko żeby nie ruszała, nie należy chorować ponieważ na całym świecie trwa kryzys medyczny. Amen. A teraz mła przechodzi do wiadomości sprawdzonych, zatwierdzonych i wogle najprawdziwszych z prawdziwych. Jakoś żyjemy, choć Małgoś twierdzi że jakość życia jej się bardzo pogorszyła przez synusiów
( lekka potwarz i kalumnia wagi średniej ). Gienia uczy się gotować po turecku i dobrze jej idzie, Irenka grozi że pojedzie na wycieczkę do Włoch. Mamelon i Sławencjusz byli na pikniku u Gosi i Piotrusia ale mła nie mogła pojechać, siedziała w domku z Małgoś, bo starszy synuś Małgoś latał z wnuczkiem po lekarzach ( mały złamał rękę w nadgarstku podczas spacerku z babcią, pełna histeria ) a młodszy stanął przed problemem złożenia meblościanki w asyście małżonki, która wiedziała lepiej jak się meblościankę składa ( składali pół dnia aż przyszedł sąsiad z młotkiem i złożył po swojemu ). U Cio Mary w porządku, znalazła kupca na samochód, Włodzimierz chodzi do pracy i troszki mu się poprawiło. Pan Dzidek i Bejbi grubi, chyba czas na odchudzanie.



Jeśli chodzi o koty to pełna nielegalność w pościeli w różyczki i pokazywanie madce kto tu rządzi i wogle jest najważniejszy. Niby już doszło do normalizacji po pierwszej fali Ciężkiego Oburzenia moimi wakacjami, która przetoczyła się przez chałupę tuż po moim powrocie, zostawiając liczne ślady w postaci kałuż na środku pokoju, z dala od zacisza kuwet tworzonych na moich ślepiach. Taa... jestem suka i nie sprawdzam się jako madka, w związku z czym trza mła olać. Dosłownie. Teraz zajmują się brudzeniem pościeli, starannie wspólnymi siłami ściągają narzutę. I te miny strzelane, normalnie biedne, ciężko doświadczone przez los koty. No oczywiście to że Mrutek i Szpagetka nie żarły przez dwa dni, bo zdjęły pokrywkę z gara z mielonym mięchem, com je przygotowała jako rekompensatę za pierwsze dni mojej nieobecności dla wszystkich kotów i dokonały grabieży, to potwarz wymyślona przez Gienię. Niestety potwierdzona przez starszego syna Małgoś, który zdaniem Jej Trójłapności i Jego Bandziorowatości, jest w zmowie z Gienią i wogle spiskuje. Gienia musiała się udać do sklepu i nabyć drogą kupna inną rekompensatę dla Sztaflika, Okularii i Pasiaka, poszkodowanych przez bandycki wyczyn tej dwójeczki przekonanej że wszechświat do nich należy. Cio Mary, która podczas mojej nieobecności wpadła sprawdzić jak sobie Gienia radzi z kotostwem, stwierdziła że Gienia została wytresowana w tempie błyskawicznym i moje koty jeździły jej totalnie po głowie. W domu zero oddechu bo Coco jakby zazdrosna się zrobiła i tresowała Gienię po swojemu. Biedna Gienia miała z nimi urwanie głowy bo pokazywały fumy, dobrze że mła przezornie przywiozła ten souvenir, on i tak drobny za takie pastwienie się nad człowiekiem.



Mła po powrocie przeżyła chwilę zdumienia a zaraz potem grozy. Ślimaki dobrały się do wystawionych na zewnątrz sukinkulentów. Sukinkulenty miały łapać słoneczko, a zamiast tego stały się ofiarami ślimaków. Ku mojemu niedowierzaniu nie dobrały się do eszewerii czy dość miękkich gatunków grubosza, zaatakowały kaktusy. I to jakie, moje mamillarie z haczykowatymi kolcami. Nie wiem czy jedna z nich da się reanimować bo wyżarły jej wnętrze. Może co z korzonków wypuści. Eszewerie mają się za to świetnie, większość wypuszcza pędy kwiatowe, udało się mła też rozmnożenie jednej z nich. Różnie idzie za to aloesom, nie wszystkie zareagowały dobrze na świeże powietrze. Te z nakrapianiem bielą, mimo tego ze ustawione w rozświetlonym cieniu nie wyglądają najlepiej , mła rozważa ich powrót w domowe pielesze. Podobnie jak niektórych haworsji.




Mła namiętnie obcina pędy lilaków, w związku z czym pachnie jej nie tylko za oknem ale i w domu. No teraz to mła ma otwarte okna i pachnienie się wyrównało, ale do niedawna było cóś zimnawo i chcąc poczuć zapach kwiatów lilaka wokół siebie to mła musiała ciąć. I dobrze że cięła bo i tak czeka ją skracanie pędów po kwitnieniu. To będzie takie bardzo solidne skracanie bo lilaki czas odmłodzić. Jeśli chodzi o ukochane esdebiaczki to mła po przyjeździe z Dalmacji przeżyła szok - ślimaki tak się pastwiły nad kwitnącymi irskami podczas mojej nieobecności że prawie nie było jednego nieośluzowanego i nienadgryzionego kwiatu. W tym roku nie było porannych spacerków z kawą i wgapiania się co też nowego się rozwinęło. Bezczelne skorupkowce posunęły się jednak o jeden ślizg za daleko, będę tępić bezlitośnie bo mogłam przeżyć znikające funkie, zniknięcia irysowych kwiatów i dziur wyżartych w sukinkulentach nie daruję
! Obcięłam niedobitki, które cudem uszły otworom gębowym tych cholernych mięczaków i wstawiłam do wazonu. Jak nie mogę się cieszyć iryskami na powietrzu to pocieszę się nimi w domu a tym podłym skorupkom zabiorę obiadek. Dosyć stołowania się!


Mła mimo swojej okropnej sytuejszyn finansowej wywołanej po części sklerozą a po części koniecznością płacenia cudzych zobowiązań, tzw. radości kamieniczne, bezczelnie wydała całe 20 peelenów w swoim osiedlowym lumperionku. No nie mogła się powstrzymać, choć uwierzcie że bardzo ale to bardzo próbowała. Mła doszła do wniosku że zalewajka to całkiem dobra zupka jest i ona zawsze ją lubiła a pseudoszydełkowe firanki, choć przeca zeszły z maszyny, wyglądają nieźle i są z bawełny. No i w ogóle to gdzie dostanę trzy firanki na moje okna za tę cenę? Nowe cóś paskudnawe a jak w guście mła to się okazuje że mła ma parszywie drogi gust. Dlatego mła się na firanki skusiła. Na razie wyprała, odplamiła i rozmyśla co z nimi dalej. Wypadałoby najsampierw umyć okno i to jest to co mła będzie musiała w tym tygodniu zrobić. Oj, nie lubię ja tego , nie lubię! No ale jakoś tak głupio czyste firanki na brudne okna zawieszać. Mła ma mnóstwo głupich przyzwyczajeń z czasów kiedy była bardziej sprawna, więcej sił miała i wogle świeższa była.




W ogrodzie jest azaliowo. Mła po tym co widziała na Isolee Borromee zamierza sadzić azalie japońskie. Może nie osiągną takich rozmiarów jak nad Lago Maggiore ale u mła całkiem przyzwoicie do tej pory rosły i kwitły, więc mła widzi w tych krzewach przyszłość. Poza tym one nie są jakieś strasznie wymagające a mła nie jest młodniejąca z roku na rok, więc wydają się mła dobrą opcją nasadzeń. Mła będzie musiała poszukać odmian o kwiatach mniej odblaskowych niż te występujące najczęściej w handlu. Nie muszą to być jakieś Cudownus rzadkospotykanensis, wystarczy mła parę krzewów 'Kermesina Rose' czy 'Ledikanense'. Bo mła nie wie czy taka 'Eliza Hyatt' to mrozoodporna, z tymi azaliami o podwójnym okółku kwiatów bywa różnie, a ta odmiana droga i jakby mało przez to odpowiednia do eksperymentów typu duuuże nasadzenie. Bo mła chce uzyskać azaliami japońskimi efekt skali. No mła widziała jak wygląda masowe kwitnienie i chce żeby u niej w Alcatrazie było podobnie.




A tak poza tym to Alcatraz majowo zielony, w niektórych miejscach to jak u żaby. W tej zieloności naszłam sprzymierzeńca w walce ze ślimorami. Cud że go nie nadepnęłam. Wycofałam się cichutko, grzeczniutko jak tylko usłyszałam niezadowolnienie wydobywające się spod kolców. Dobra, niech się sam w ogrodzie rzundzi, byleby te ośluzowane paskudy żarł. Mam nadzieję że ślimory szkodliwych nicieni nie mają, mła życzy jeżykowi duuużo zdrówka i dobrego apetytu. Nawet bardzo dobrego. On sobie podeżre a mła będzie miała mniej roboty ze zbieraniem tałatajstwa. Mła jest za to w stanie znosić nocne awantury w wykonie jeża i kocie pretensje do mła że zwierz w ogrodzie a mła olewa i nie dbając o najsłodsze gwiazdy i serduszka mamusi jeżego nie przepędza. No może Mruciu ma insze podejście, mła odnajduje w zachowaniu Mrutiego echa Felicjanowej fascynacji jeżami. Mruti jest wyraźnie jeżym zaintrygowany i określiłabym, przyjemnie zaniepokojony. Na wszelki wypadek mła wygłosiła pogadankę o jeżowych pchełkach, Mruti chłonął tę wiedzę przez sen, pochrapując.




Mła pozbierała nieco ślimorów zanim odkryła jeżego i wyniosła w odpowiednie dla nich miejsce. Co prawda Mamelon straszy mła że one zapamiętały drogę i wrócą ale mła wyniosła na tyle daleko że powrotu nie należy spodziewać się w tym roku. Fotki nowego żerowiska ślimorów zamieszczam poniżej. Nawet zadbałam żeby słodkie kwiaty irysów Iris pseudacuras kusiły. Na pierwszych fotkach są łupy mła ze Splitu, chlebek świętojański i ichnia skórka pomarańczowa w cukrze, smacznidełko. Są kfioty lilaków, uratowanych przed ślimorami irysków, Mrutiego pełnego pretensji i jak zwykle niezadowolnionej z mami Szpagetki. No i są fotki sukinkulentów nieposzkodowanych, firanek i ślimakożercy jeżego. Z ogrodu fot mało bo on zapuszczon haniebnie. Mła się zabierze za niego jak się zbierze, znaczy po myciu okien. W Muzyczniku piosneczka o zagrażającym jej stanie zapieszczenia się bezruchem, mła ma takie stany zawsze kiedy myśli o myciu okien.








P.S. U Kocurro alert i pełna gotowość i pewnie zaraz będzie po finansach. Trzy maluchy są w domu z powodu bezmyślnego wyciągania i macania potomstwa dzikiej kotki. Kocurro nie miała wyjścia bo co było robić? Dzikie kocie matki uznają że towar macany należy do macanta, lisy krążą licząc na przekąskę z pozostawionych maluchów. Ech...